Jak to jest z tą pamięcią? Musimy korzystać z niej na co dzień: pamiętamy numery telefonów, adresy, kody. Pamiętamy to, co robiliśmy kilka dni temu. Pamiętamy też, kogo lubimy i kochamy, a za kim nie przepadamy. Każdego dnia korzystamy z wiedzy, którą zdobyliśmy wcześniej. Przechowujemy ją w sobie, czyli pamiętamy.
Pamięć czasami płata figle. Wtedy, gdy nie możemy sobie przypomnieć tytułu piosenki lub imienia nowo poznanej osoby. Albo gdy wydaje nam się, że to, co się dzieje teraz, już się wydarzyło.
W chwilach dużego napięcia pamięć szwankuje. Na przykład wtedy, gdy się z kimś kłócimy lub bardzo denerwujemy. Nie zapamiętujemy nic albo tylko jakieś przebłyski, które nie chcą złożyć się w całość.
Jak to się dzieje, że to samo zdarzenie dwie osoby zapamiętują zupełnie inaczej? Jest tak dlatego, że nie potrafimy rejestrować zdarzeń bezemocjonalnie. Zawsze mamy jakiś stosunek to tego, co widzimy. Możemy na coś patrzeć niechętnie lub z podziwem, ze strachem lub też z radością. To wszystko wpływa na to, jak potem dany obraz nam się utrwala.
Poniżej przestawiamy kilka przykładów prac, które w różny sposób ujmują temat pamięci.
* * *
Zacznijmy od pracy, która nie jest szczególnie trudna w interpretacji.
Jest to obiekt Yoko Ono z serii zatytułowanej „A Key to Open a Faded Memory” [„Klucz do otworzenia wygasłej pamięci”] (1992). Pudełko, w którym znajduje się gąbka w kształcie serca, a na nim – klucz, jest dedykowane konkretnej osobie. Wystarczy tylko wręczyć komuś prezent, żeby udało się odtworzyć jakieś przeszłe zdarzenie lub uczucie. Elementy tej pracy wykorzystują powszechnie znane metafory i są czytelne dla każdego: serce kojarzy się z uczuciem i miłością, klucz – z otwarciem i wtajemniczeniem.
* * *
Pamięci potrzebujemy nie tylko do przechowywania wspomnień ważnych wydarzeń. Pełni ona też funkcje czysto użytkowe, ponieważ właśnie na tym polega nauka – np. języka obcego. Przyswajamy sobie nowe słowa, powtarzając je, łączymy je ze znaczeniem, zapamiętujemy pisownię. Autorem pracy, która pokazuje ten mechanizm, jest Andrzej Tobis.

„A–Z. Słownik ilustrowany języka niemieckiego i polskiego” to dzieło sztuki w formie książki. Tobis wykorzystał wzór słownika sprzed osiemdziesięciu lat do stworzenia własnej jego wersji. Stare ilustracje zastąpił własnymi fotografiami przedstawiającymi to, co kojarzyło mu się z danym hasłem. Dla artysty ważna jest konfrontacja tego, co obiektywne, z tym, co subiektywne. Sama forma słownika, podobnie jak encyklopedii, traktowana jest jako zapowiedź wiedzy pewnej. Ufamy, że to, co widzimy, jest prawdziwe. Dla Tobisa taka perspektywa pozostaje z gruntu fałszywa. Zawsze patrzymy na coś swoimi oczami i interpretujemy to na własny sposób. Dlatego też przypisanie niemieckim słowom obrazów, które artysta napotkał na swojej drodze, lepiej pozwalały przyswoić ich treść.
* * *
Niezwykle subtelną pracą jest dzieło Roni Horn „You Are the Weather” [„Jesteś pogodą”] (1994–1995). Jest to seria stu fotografii portretowych ukazujących twarzy młodej dziewczyny. Każda z fotografii nieznacznie różni się od poprzedniej. Można odnieść wrażenie, że rzeczywiście na jej twarzy odbija się pogoda: to ona koloruje skórę dziewczyny słońcem, wiatrem, wodą… Zazwyczaj artystka lub artysta przedstawiają jakąś postać, by utrwalić jej emocje – tutaj twarz pozostaje całkowicie obojętna. Nie cieszy się, nie uśmiecha, ale też nie smuci ani nie płacze.
Dlaczego Horn wykonała sto podobnych fotografii tej młodej kobiety? Sama determinacja wydaje się interesująca. Jak ją zinterpretować? Postawa Horn świadczy o jej przywiązaniu do fotografowanej dziewczyny. Jakby nie chciała, żeby cokolwiek jej umknęło, nawet ułamek sekundy ze spotkania z tą młodą kobietą. Fotografia pozwala utrwalić i zatrzymać wszystkie wspólne momenty.
* * *
Czasami pragniemy zapamiętać dokładnie jakąś osobę, a czasami zależy nam na utrwaleniu jakiegoś zdarzenia. Pomyśl, ile razy w trakcie rodzinnych spotkań, urodzin lub wakacji wyciągałaś lub wyciągałeś telefon albo aparat, żeby zrobić zdjęcie. Zależało ci na utrwaleniu tego momentu, na zachowaniu go w pamięci. Zdarza się jednak, że fotografia przestaje wystarczać. Wie o tym Daniel Spoerri znany ze swoich „obrazów-pułapek”, które tworzone są z gotowych przedmiotów przymocowywanych do blatu. Wygląda to tak, jakby wszyscy właśnie odeszli od stołu po kolacji.
Doniosłość tego zdarzenia zostaje pokazana przez odwrócenie perspektywy – dzieła Spoerriego nie są prezentowane jako stoły, tylko jako obrazy przywieszone na ścianach. Można sobie wyobrazić, że kolacja, której efekty teraz oglądamy, musiała być wyjątkowa, skoro artysta postanowił ją utrwalić.
* * *
Istnieje też coś takiego jak pamięć zbiorowa. Uczymy się jej na lekcjach historii: zapamiętujemy daty, ważne postaci i miejsca. Dzięki temu dowiadujemy się podstawowych informacji o tym, jak rozwijał się świat, nasz kraj i jak żyli nasi przodkowie. Nietrudno jednak dostrzec, że to, czego uczymy się z podręczników historii, to niepełny obraz rzeczywistości. Wiele faktów musiało zostać pominiętych, inaczej uczenie się historii nie miałoby końca. Anetta Mona Chisa i Lucia Tkacova zrobiły pracę właśnie o tych, którzy przez historię zostali przemilczani. Jedną z takich osób jest Lida Clementisova – żona Vladimira Clementisa, słowackiego polityka, który w wyniku czystki został skazany na pobyt w więzieniu i był tam torturowany. Nie pamięta się jednak o tym, że ten sam los spotkał jego żonę.
Na jej cześć artystki stworzyły instalację „Memory without History (Memorial to Lida Clementisova)” (2009–2011), w której skład wchodziły sadzonki rośliny o nazwie Clematis Hybirda (zwróciły tym samym uwagę na podobieństwo tej nazwy do nazwiska głównej bohaterki), wielkoformatowe wydruki oraz instrukcje na każdej z doniczek, które brzmiały: „Weź tę roślinę i zasadź ją w pobliżu pomnika jakiegoś męskiego bohatera. Kiedy obrośnie ona rzeźbę, to stanie się pomnikiem na cześć takich kobiet jak Lida Clementisova”.